Północne rubieże. Wa & Nakore

Ruszamy na daleką północ Ghany – rejon Wa. To obszar dawnego Królestwa Waala, założonego z inspiracji kupców Diula już w XV wieku, później jednak bardzo silnie zinfiltrowanego przez członków tutejszego plemienia Dagaare. Powstała w ten sposób swoista kulturowa mieszanka wpływów muzułmańsko-malijskich z plemiennymi tradycjami północnej Ghany – dziś tworząca społeczność Waala. Wyznawców Islamu mówiących językiem Wali, mocno jednak osadzonych w dawnych animistycznych tradycjach o czym przekonamy się podróżując po tym regionie.  

Miastem od przeszło 300 lat rządzą Królowie Waala zwani Wa Na – dziś dzielący władzę z cywilną ghańską administracją (to częsta w Afryce Zachodniej sytuacja – współistnienie tradycyjnych potęg i nowoczesnej biurokracji). Niestety od 1998 roku trwają zaciekłe spory sukcesyjne o to, który z następców zmarłego podówczas Króla ma większe prawa do tronu. Spory bynajmniej nie teoretyczne – w Wa w ostatnich latach dochodziło do prawdziwych walk zbrojnych poszczególnych frakcji dworskich, zabójstw i zamieszek ulicznych. W efekcie rząd Ghany przejął kontrolę nad pałacem – stąd też i obecność Policji przy jego bramach i niemożność wejścia do budynku.

Pozostaje nam więc podziwianie Pałacu Wa Na z zewnątrz – to jeden z najlepszych przykładów architektury sudano-sahelijskiej wzorowany ponoć  na wielkim Meczecie w Bobo-Dioulasso. Ciekawe jest też samo miasto – intrygujący przykład sahelijskiej glinianej architektury nieco zbliżonej do tej, którą podziwiałem kilkanaście lat temu w Mali czy Nigrze.  Choć uczciwie muszę przyznać – do Djenne czy Agadez Wa się nie umywa – tamte to były prawdziwe gliniane metropolie a to jest małym, prowincjonalnym miasteczkiem.

Meczet w Nakore jest jeszcze mniej znanym przykładem budownictwa banco – mało kto jest w stanie go znaleźć w małej, nieco oddalonej od głównej drogi wsi. Czujemy się tutaj prawie jak odkrywcy – budząc niemałą sensację pośród mieszkańców zaskoczonych wizytą obcokrajowców w ich zagubionej wsi. Jest jednak bardzo przyjaźnie, opiekun świątyni pokazuje nam jej wnętrze, możemy też wejść na dach meczetu. Lokalna społeczność Waala żyje tu według prawideł wyznaczonych przez dawne tradycje i zwyczaje – jeżeli więc chciałbyś zobaczyć w Ghanie miejsca w klimacie Sahelu Nakore będzie idealne.

Wracamy na południe – po drodze stajemy na chwilę w małej wsi Kulmasa znanej w okolicy z dwóch sadzawek z świętymi krokodylami. Miejsce to jest zdecydowanie mniej popularne (jeśli w ogóle można mówić o czymś takim jak popularność czegokolwiek w północnej Ghanie) od sadzawek w Paga na granicy z Burkina Faso, które widziałem w 2007 roku. Nasz przewodnik przeciągłym śpiewem przywołuje krokodyla – ten powoli wyłania się z wody i wychodzi na brzeg stawu aby zabrać swoją nagrodę – żywego kurczaka. Te wielkie, straszne gady nie budzą tu lęku – są przedmiotem uwielbienia i czci mieszkańców Kulamsy – świętymi zwierzętami, w których mieszkają duchy przodków. Od zawsze zabronionym było ich zabijanie, ba od dziesiątków czy nawet setek lat krokodyle są karmione przez ludzi ze wsi. Zgodnie z miejscowym przekonaniem zawsze odwiedzają domy ludzi, którzy mają umrzeć – są strażnikami ich dusz, przychodzą aby pomóc im odejść do innego świata. To taka lokalna wersja Charona …

Północna Ghana – atrakcje lekko surrealistyczne, ale zdecydowanie warta odwiedzenia.