Sonyo – jedna z najmniej znanych atrakcji Ghany. Mała wieś, kilkadziesiąt kilometrów na północny wschód od Bole, ostoja plemienia Choruba. Jeden z najciekawszych przykładów tradycyjnej zabudowy adobe (czyli z niewypalonej gliny), osada niezmieniona od dziesiątek a może i setek lat.
Wieś odwiedzamy z lokalnym przewodnikiem – pozwala nam to choć trochę poznać jej historię i specyfikę. Zgodnie z uzyskanymi od niego informacjami Sonyo założone zostało około 300 lat temu przez uciekinierów z okolic dzisiejszego Mali. Przynieśli oni tutaj islam, tradycje kupców Diula i wzorce cywilizacyjne bliskie tym z Djenne czy Timbuktu. To właśnie malijskim wpływom Sonyo zawdzięcza swoją unikatową architekturę – zbudowane jest bowiem w formie swoistego glinianego labiryntu. Do domów można się dostać jedynie przez dachy – czasami połączone są one tez podziemnymi tunelami. Cel był oczywisty – ochrona przed wrogami, zwłaszcza licznymi w tych okolicach łowcami niewolników.
W Ghanie stosunkowo często możliwa jest opcja odwiedzenia jakiejś wioski w opcji village tour – w gorszej wersji to po prostu forma skasowania przyjezdnych, w lepszej pojawia się mniej lub bardziej sprawny przewodnik, który jest w stanie udzielić jakiś sensownych informacji o życiu tutejszych ludzi. W Sonyo gajd był bardzo sensowny – nieźle mówił po angielsku, miał dużą wiedzę na temat samego Sonyo i plemienia Choruba i starał się nam jak najwięcej pokazać. Otoczeni przez gromady dzieci włóczymy się więc po wsi, dostajemy też zgodę na odwiedzenie wnętrza domów. Samo wejście to zabawa – trzeba się wspiąć na dach (po czymś w rodzaju drabiny), potem jakoś zejść na wewnętrzne dziedzińce a z nich dopiero dostać się do poszczególnych pomieszczeń. Na obrzeżach wioski jest też coś w rodzaju świątyni – ale to raczej miejsce ofiar i obrzędów dookoła kilku fetyszu. Poznajemy tam lokalnego czarownika – islamski rodowód mieszkańców Sonyo bynajmniej nie zmniejszył ich potrzeb w zakresie magicznych aktywności …
Dowiadujemy się też co nieco o lokalnej ekonomii opartej na zbiorach przedziwnych orzeszków, nieco podobnych do bardziej znanych orzechów kola. To orzechy shea, z których robi się masło shea – które niegdyś było tylko produktem kulinarnym a obecnie coraz to częściej stosowane jako składnik wysokogatunkowych kosmetyków. Ludzie Sonyo pozyskują je z dziko rosnących drzew masłosza Parka rosnącego tylko w tej części Afryki – zbiory orzeszków to kluczowy moment roku, coś w rodzaju naszych żniw. Poza tym Choruba uprawiają sorgo i jamsy, kiedyś też jak większość plemion północy chętnie polowali na dziką zwierzyną – zadaniem naszego przewodnika dziś raczej hodują kozy czy kury.
Trochę inny świat – potrzeby tutejszych nie są tak rozbudowane jak ludzi Zachodu, ale nie robią oni w ogóle wrażenia przytłoczeni biedą czy niespełnionymi pragnieniami. Taki klimat można częściej wyczuć w afrykańskich miastach – tam panuje napięcie, niepokój czasami przeradzające się w sensowną aktywność, częściej jednak we frustrację i agresją. To w ogóle większy temat – jak stała ekspozycja na świat Zachodu, pokazywany w powszechnie teraz dostępnych mediach (vide internet przez smartfony) wpłynęła na myślenie i funkcjonowanie setek i tysięcy ludzi na całej Ziemi. Głównie mieszkańców wielkich, przeludnionych metropolii trzeciego świata – bo w wsiach typu Sonyo życie dalej toczy się swoim rytmem.
Sonyo – mało znane, ale bardzo afrykańskie miejsce.