Świątynie Bangkoku. Wat Pho & Wat Traimit

Bangkok w wersji przejazdowej po raz kolejny. Tym razem w przedziwnym połączeniu z odrobiną Malezji i Sumatry, prawie całym Celebesem i solidnym kawałkiem Jawy. Przeloty wyznaczają nam rytm podróży, Bangkok jest tylko punktem tranzytowym. Stąd też i na zwiedzanie stolicy Tajlandii nie mam za dużo czasu. Trzeba wybierać – reszta atrakcji podczas następnej wizyty.

Wat Pho jest celem oczywistym – największy w Bangkoku, drugi najświętszy (chyba jednak tu rywalizację wygra Wat Phra Keaw z swoim ultra-świętym Szmaragdowym Buddą) i chyba jednak najpiękniejszy.

80.000 metrów kwadratowych, kilkadziesiąt budowli i prawie tysiąc posągów Buddy. W ten najsłynniejszy – Wielki Leżący Budda, zwany też Odpoczywającym Buddą a może po prostu Buddą Wstępującym w Stan Nirwany. Robi wielkie wrażenie nawet wtedy, gdy sto czy więcej razy widziało się go na wszechobecnych zdjęciach. Jest monumentalny, mistyczny i piękny jednocześnie.

Ów posąg to oczywiście nie jedyna atrakcja Watu Pho. Wihary czyli pomieszczenia mnichów oraz czedi czyli małe stupy są tu naprawdę piękne i wspaniale zdobione.  Mnie zachwycają freski zdobiące ściany świątyń – pełne kolorów, postaci, scen. Formalnie to dżataki czyli historie z życia samego Buddy, umoralniające i edukujące jednocześnie. De facto jednak często przedstawione są na nich rodzajowe sceny z okresu ich powstawania czyli mniej więcej z drugiej połowy XIX wieku.  Oglądamy więc barwne i bogate życie dworu i tajskiej arystokracji, występy pięknych tancerek czy wspólne modlitwy mnichów. Dziewiętnastowieczny Syjam był dziedzicem wielkich kulturowych tradycji – cywilizacji dawnych Indii, tajemniczych państw Monów, wielkiego Angkoru Khemrów, tajskich królestw Sukhotai, Ayutthaya i La Na. Być może właśnie to ta kulturowa siła i zwartość społeczeństwa pozwoliła Tajom obronić niepodległość w czasach, gdy wszystkie okoliczne państwa padły łupem europejskich kolonialistów.

Wat Pho, ku mojemu zaskoczeniu, nie jest jakoś szczególnie oblegany przez turystów co może dziwić w tak popularnym Bangkoku. Są tu za to liczni rozmodleni mnisi i pełni przejęcia buddyjscy pielgrzymi.

Jeszcze bardziej atmosferę zaangażowania religijnego czuć w Wat Traimit, nieco mniej znanej świątyni buddyjskiej, znajdującej się w południowym Bangkoku. Ten z kolei przybytek słynie z wielkiego posągu wykonanego z litego złota i ważącego, bagatela 5,5 tony ! Rzeźba wykonana została prawdopodobnie w XII wieku – w królestwie Sukhotai, potem przeniesiona do nowej stolicy Autthayi. W XVII posąg pokryty gliną po to aby ukryć go przed grabiącymi miasto Birmańczykami.

I następnie zostaje zapomniany na ponad 200 lat! Dopiero w 1954 roku przypadkowo odkryto rzeczywistą wartość posągu ku radości i zdumieniu wiernych z całego kraju. Od tej pory Złoty Budda jest obiektem czci rzesz Buddystów z Tajlandii i okolicznych krajów.

W Wat Traimit nie ma w ogóle turystów, za to pełno jest wiernych i mnichów. Tajowie pomimo postępującej nowoczesności swojego kraju pozostali jednak bardzo religijnym społeczeństwem. Buddyzm ma tu wciąż ogromny wpływ na całe społeczeństwo i wydaje się wyznaczać  moralne standardy postępowania większości ludzi.

Co jednak zaskakujące –  łączy się to bez problemów z pewną dozą zepsucia i nastawienia na przyjemności ciała (i to nie tylko o kulinarnych atrakcjach tu mówimy ?), z których słynie ten piękny kraj. Cóż – otóż i osławiona tajska elastyczność.