Gheralta – klasztory na szczytach skalnych ostańców

Gheralta to miejsce, które w mojej ocenie ma potężny potencjał turystyczny. Co oznacza, że trzeba zobaczyć je jak najszybciej – zanim dotrą tu setki zwiedzających (bo o tysiącach w Etiopii raczej nie będziemy mówili nigdy). Skąd to przekonanie?

Wyobraźcie sobie miejsce, które wygląda niczym greckie Meteory (z ich podniebnymi klasztorami), ale jest położone pośród krajobrazów przypominających te z Arizony czy Utah. Miejsce, w którym żyje tradycyjna społeczność w rytmie niezmiennym od pokoleń. Miejsce, gdzie masz możliwość podziwiania niezwykłych dzieł sztuki przechowywanych w tutejszych średniowiecznych monastyrach od setek lat. To właśnie Gheralta.

Spędzimy tu tylko jeden dzień i to jest największy minus całej wyprawy. Gheralta wymagałby z tygodnia niespiesznego podróżowania, docierania do kolejnych klasztorów ukrytych gdzieś na szczytach skał, odwiedzania stareńkich wiosek i przyglądania się życiu lokalnej społeczności.

Ruszamy w Mekelie wcześnie rano i gdzieś po godzinie docieramy wspaniałego kościoła Abreha we Atsbeha – w ocenie historyków sztuki najwspanialszego w całym Tigre. To potężne założenie,  w części wykute w skale, częściowo dobudowane w późniejszym okresie. Wnętrze jest naprawdę imponujące – składa się z trzech rozległych pomieszczeń – kaplic poświęconych Mikealowi, Gebrielowi i Marjam. Wszystko pokryte jest świetnie zachowanymi, pięknymi freskami przedstawiającymi sceny z Ewangelii i życia Świętych wykonane w typowym dla Tigre (i całej Etiopii) obrazkowym stylu. Na mnie największe wrażenia zrobiło przedstawienie Sądu Ostatecznego ze scenami mąk piekielnych, które staną się udziałem nieszczęsnych grzeszników. Klasztor Abreha we Atsbeha był zresztą miejscem, w którym dopełnił się los etiopskiej arcygrzesznicy – straszliwej Królowej Yodit. Władczyni Felaszów (czyli etiopskich Żydów) walczyła z prawowitymi Królami Aksum niszcząc ich państwo, prześladowała też Kościół Ortodoksyjny, burzyła klasztory i świątynie. Gdy podjęła próbą spalenia Kościoła Abreha we Atsbeha zainterweniowali aniołowie – Michał i Gabriel. Yodit nagle zachorowała i w popłoch uciekła z świętego miejsca. Nic to jednak nie dało – po kilku godzinach porwał ją Boski Wiatr, rzucił o ziemię i zabił. Jej grób można do dziś oglądać w okolicy Mekelie – jako miejsce tryumfu boskiej sprawiedliwości. A klasztor Abreha we Atsbeha jako ocalony dzięki anielskiej interwencji stał się w następnych latach  jeszcze potężniejszy i sławniejszy. Wszystkie te historie z pełnym przekonaniem opowiedzą wam tutejsi mnisi – dla nich Yodit jest kimś prawie współczesnym, dalej budzącym wielką niechęć i lęk. Może też i z tego powodu, że słynna była nie tylko z okrucieństwa, ale też z wyjątkowej urody i seksualnych mocy …

Jedziemy dalej w głąb Gheralty – przed nami najsłynniejszy klasztor regionu Abuna Abraham Debre Tsion. Sławą swoją zawdzięcza nie tylko walorom architektonicznym i bogactwu sztuki (tylko odrobinę ustępującym tym z Abreha we Atsbeha), ale głównie położeniu – na szczycie wielkiej skały. Co oznacza, że trzeba się na nią wspiąć aby móc podziwiać samą świątynię. Lekko mnie to wykańcza – włażenie na jakąś skałę w afrykańskim upale do łatwych nie należy, ale czego się nie robi aby zaspokoić potrzeby poznawcze. Wysiłek wynagradzają oszałamiające widoki – stąd Gheralta naprawdę wygląda niczym arizońska Monument Valley. Zadziwiające jest jak wiele miejsc na Ziemi jest równie pięknych i równie nieznanych.

Abuna Abraham Debre Tsion wydaje się być nieco opuszczony – pewnie jego położenie nie sprzyja temu aby przywali tu liczni pielgrzymi czy (jacykolwiek) turyści. Po chwili jednak pojawia się mnich i możemy zwiedzić samą świątynię – tu naprawdę możesz poczuć się jak XIX-wieczny odkrywca. Nasz mnich używa woskowego knota, którym podświetla ukryte w głębi skały pomieszczenia. Pełne dziwnych rzeźb i fresków, w stylistyce jeszcze bardziej afrykańskiej od tych w wcześniej zwiedzanych klasztorów. Mnich powoli oswaja się z nami i w końcu decyduje się na pokazanie największego skarbu przechowywanego w  Abuna Abraham Debre Tsion – przepięknego, malowanego wachlarza pochodzącego z XIV wieku! Odlot.

Jeszcze tylko piwo z lokalnymi wieśniakami w małym miasteczku Megab, ostatnie widoki potężnych ostańców Gheralty i wracamy…

Z żalem i poczuciem, że należałoby tu jeszcze wrócić na znacznie dłużej. I refleksją, że to jeden z najciekawszych i najbardziej niezwykłych regionów na Ziemi.