Lahore – podupadła świetność

Lahore. Dwa oblicza. Jedne – wielka metropolia, przeszło dwanaście milionów ludzi, najbogatsze i najbardziej cywilizowane miasto w Pakistanie. Drugie – miasto upadłe, zaniedbane infrastrukturalnie, pełne napięć religijnych i politycznych, niebezpieczne.

Lahore to swoisty symbol Pakistanu, kraju dużych możliwości, niegdyś konkurenta Indii a dziś państwa borykającego się z korupcja, ekstremizmami i terroryzmem. Niestety obecnie mogącego rywalizować ze swoim wielkim sąsiadem jedynie w sferze militarnej a nie gospodarczej czy kulturowej. Jednak czy fakt posiadania bomby atomowej jest miarą rozwoju cywilizacyjnego?

Pakistan jest też krajem z olbrzymim potencjałem turystycznym, kompletnie obecnie jednak prawie w ogóle niewykorzystywanym. Wzmożone ryzyko terroryzmu, ciągły chaos polityczny i pospolita przestępczość skutecznie odstraszają odeń jakichkolwiek podróżników.

Pomimo to trudno jest mi nie odczuwać  sentymentu do tego miejsca. Jestem tu po raz czwarty, przyjeżdżam tu po 14 latach od mojej pierwszej wizyty. Wtedy, w 1993 roku Pakistan był w miarę stabilnym, bezpiecznym miejscem, biednym ale przewidywalnym . Mogłem wówczas spokojnie wędrować po całym kraju, w tym również dzikim beludżystańskim pograniczu. To smutne jak bardzo zmieniła się sytuacja – dziś bowiem nawet jeżdżenie po głównych szlakach wydaje się być aktem szaleństwa.

Muszę przyznać jednak, iż samo Lahore jest jeszcze w miarę spokojne. Raptem 300 kilometrów stąd, w Islamabadzie dopala się Czerwony Meczet, na północy kraju i dzikim pograniczu z Afganistanem szaleje islamistyczna rebelia a tu życie toczy się stabilnie, wręcz sennie. Może jednak to tylko pozory.  Może nie przypadkowo w mieście nie ma prawie żadnych turystów, ba w ogóle nie spotyka się tutaj jakichkolwiek obcokrajowców.

Lahore, niegdyś ważny przystanek na podróżniczym szlaku (to przez nie wjeżdżało się jadąc lądem do Indii), miejsce które kiedyś było pełne wędrowców i zwiedzających jest teraz całkowicie off limits. To zresztą bardzo ciekawe doświadczenie i nawet pod pewnymi względami korzystne. Dobre hotele są teraz bardzo tanie, więc w nich śpimy za relatywnie małe pieniądze. Jadamy w wspaniałych restauracjach  z obsługą jak z najlepszych czasów brytyjskiego Raj i płacimy po kilka dolarów za znakomity posiłek. A kuchnia tutaj należy do najlepszych na Subkontynencie – tylko w Lahore i starym Delhi można posmakować dawnej kuchni mogolskiej. Nigdzie indziej nie jadłem tak wspaniałych potraw biryani, tak wonnych i świetnie przygotowanych – ryżu z baraniną czy koźliną.

Ludzie są mili, nikt nas nie atakuje. Podoba nam się, ale to tylko odczucie, rozsądek mówi coś innego. Wiemy, że ulice nie są jednak bezpieczne i musimy szybko opuścić Lahore – zbyt długiego przebywania w Pakistanie jest teraz nadmiernie ryzykowne.

Ostatecznie zostajemy tutaj tylko dwa dni – o wiele za mało aby realnie móc zwiedzić miejsce pełne bajecznych zabytków z czasów mogolskich, przepięknej architektury kolonialnej i bogatych muzeów. Włóczymy się więc cały pierwszy dzień po starym mieście – Old Walled City of Lahore, wpisanym na listę UNESCO, dziś straszliwie zaniedbanym i biednym. Hawele, meczety, grobowce sufickich świętych. I życie toczące się na zapylonych ulicach – handlarze, wierni zdążający na modlitwę, chłopcy grający w krykieta, dzielna policja zdążająca na akcję starymi rikszami.

Pakistan. Lahore. Miejsce do którego należy wrócić.

Polecam w lepszych czasach.