Xi’an, podług dzisiejszych standardów Chin jest miastem dużym i ważnym, ale nie na pewno nie metropolią. 8,5 miliona mieszkańców robi wrażenie w Europie, ale nie w Państwie Środka – tu są prawdziwe megamiasta, ośrodki o globalnym znaczeniu. Szanghaj, Pekin czy Hongkong – to dzisiejsze metropolie światowe, Xi’an zaś był takową przez ponad tysiąc lat. Należy do tych kilku miast, które przez setki lat były centrami cywilizacyjnymi , ośrodkami władzy i swoistymi hubami kulturowymi. Xi’an dzieli ten zaszczyt z Rzymem, Stambułem/Konstantynopolem czy Babilonem/Seulecią/ Bagdadem
Przyjrzymy się tej niezwykłej historii podczas zwiedzania dwóch wspaniałych muzeów Xi’anu – o tym dwa kolejne artykuły. Teraz trochę o teraźniejszości tego miasta – w końcu nie spędziliśmy całych czterech dni (a tyle tu sumie byliśmy) na pławieniu się w zamierzchłej przeszłości.
Kilka refleksji.
Xi’an to bardzo przyjemne miasto: zadbane i czyste, nowoczesne i nawet nie nadmiernie przeludnione. Może i nie jest metropolia, ale pomysł na zwiedzanie go piechotę w samym środku chińskiego gorącego i dusznego lata okazał się delikatnie mówiąc średni. Są w Xi’anie i porządne chodniki (Chiny to nie Indie), jest i czasami cień, ale odległości są olbrzymie a samo miasto choć ładne nie jest zbyt ciekawe. To znaczy uściślając – niezwykle ciekawe są poszczególne miejsca, większość miasta to blokowiska (nawet porządne), biurowce i galerie handlowe.
Atrakcji trzeba sobie poszukać – są niczym smakowite rodzynki w nienadmiernie ekscytującym smakowo cieście. Ale jak już je znajdziecie, będzie zachwyceni – to klasa światowa.
Po pierwsze dwa muzea – Regionalne Muzeum Shaanxi (oszałamiające) i Muzeum Beilin (znakomite). To drugie w ciekawej dzielnicy Beilin, jednego z nielicznych zachowanych fragmentów dawnego Xi’anu. Dziś miejsce okupowane przez artystów, tam najłatwiej w Xi”nie kupić jest dobrej jakości kaligrafię i tradycyjne malarstwo chińskie.
Kolejne mega atrakcje – dwie zachowane pagody z czasów dynastii Tang. Mała Pagoda Dzikiej Gęsi i Duża Pagoda Dzikiej Gęsi są jednymi z najstarszych świątyń Chin (obie zbudowane około 1500 lat temu), wspaniałymi ceglanymi wieżami, imponującej wielkości. Podczas naszej bytności były niestety restaurowane – mogliśmy jedynie oglądać z zasłony rusztowań.
Po trzecie – najdłuższe zachowane w Chinach (i chyba na świecie) mury miejskie. 14 kilometrów, wysokie na 12 metrów i podobnie szerokie – rzecz nawet jak na Chiny niesłychana. Jednak z pewnym wstydem muszę przyznać, że odpuściliśmy sobie ich zwiedzanie – byliśmy już mocno wysyceni chińskimi murami po Pingyao.
Po czwarte – Dzielnica Muzułmańska. I tego sobie nie odpuściliśmy. Fakt – mocno skomercjalizowana, ale nadal bardzo ciekawa. Enklawa w centrum miasta, miejsce gdzie żyje liczna muzułmańska społeczność Xi’anu – chińscy wyznawcy Islamu zwaniu Hui (bez żadnych konotacji językowych, choć wymowa dla nas jest nieco specyficzna ?). Ponoć pojawili się tutaj w czasach największej świetność Xi’anu – są potomkami żołnierzy przysłanych przez Kalifa z pomocą dla zagrożonego przez Tybetańczyków Cesarza z dynastii Tang. Bardziej jest jednak prawdopodobnym, że stopniowo napływali do dawnego Chang’an Jedwabnym Szlakiem – najważniejszą drogą starożytności.
Hui – etnicznie, mieszanka Chińczyków i tureckich mieszkańców Azji Środkowej, dziś kulturowa mocno sinizowani, zachowali jednak swoje tradycje kulinarne. I to jest ich atut! W każdym razie dla mnie – knajpki Hui z ich świetną kuchnią (chińską, ale z elementami bliższymi tradycjom ujgurskim) były naszym stałym punktem żywieniowym.
Dzielnica Muzułmańska zresztą wyraźnie też z tego słynie – to jeden wielki food court, pełen restauracyjek, jadłodajni czy po prostu stoisk z jedzeniem. Barwnie, kolorowo i pachnąco – choć muszę powiedzieć, że w wielu miejscach jadałem znacznie lepsze jedzenie Hui.
Xi’an okazuje się więc zaskakująco miłym miejscem na spędzenie w nim kilku dni. Trochę nas zawodzi w jednym punkcie – próbujemy w nim dokonać zakupów. Wiedzeni wieściami o niezwykle taniej ofercie chińskiej oczekujemy cudów konfekcji w kusząco niskich cenach. Bangkok, Dżakarta czy nawet Delhi dawały nie małe możliwości w tym obszarze. A tu ku naszemu zdziwieniu bryndza …
Oczywiście wszędzie jest pełno sklepów, wybór prawie jak w Londynie, ale i ceny niewiele mniejsze. Wygląda na to, że na tanie zakupy obywatele Państwa Środka powinni przylatywać do kraju nad Wisłą. Polska jest w tym obszarze zdecydowanie tańsza niż Chiny.