Etiopia świętami stoi. To oczywiste, że kraj prastarej, przedziwnej kultury – trochę chrześcijańskiej, trochę judaistycznej, głównie jednak afrykańskiej musi mieć niezwykłe, barwne święta. I tak właśnie jest – nie da się w pełni doświadczyć Etiopii nie uczestnicząc w którejś z wielkich religijnych ceremonii, chłonąc ich dźwięki i kolory.
Było więc jasnym, że skoro jesteśmy w Etiopii w styczniu to nie ominiemy możliwości uczestniczenia w święcie Timkatu. Ponieważ nasz wyjazd koncentrował się na północno-wschodniej części kraju to zdecydowaliśmy się na uczestniczenie w obchodach w Lalibeli, starej stolicy Etiopii. Pomysł nie okazał się najlepszy, choć samo miejsce jest wyjątkowe (mi po 12 latach od pierwszej wizyty nadal wydawało się niesamowite) a obchody należą tu do najbardziej spektakularnych w Etiopii. Jest tylko jeden mały feler – wie o tym cała masa ludzi, w tym szczególnie pokaźna ilość włoskich emerytów (pełnych życia – trzeba to przyznać z podziwem). Timkat może przybiera dzięki temu nieco międzynarodowy charakter, a nie do końca o to nam chodziło …
Rozwiązanie okazało się proste – po pierwszym dniu spędzonym w Lalibeli, resztę święta zobaczyliśmy w małych wioskach i miasteczkach rejonu Amhara – tam było równie kolorowo no i całkowicie lokalnie. A obchody swoją intensywnością czasami przewyższały te z Lalibeli – były w mojej ocenie bardziej afrykańskie w duchu.
Timkat to dla mnie kwintesencja etiopskiego chrześcijaństwa. Olbrzymia intensywność religijnych emocji uczestniczących w nim wiernych, niezwykłe, barwne stroje mnichów, głośna, przejmująca muzyka. Elementy ortodoksyjnego chrześcijaństwa mieszają się tutaj z wpływami afrykańskimi i judaistycznymi. Kluczowe dla wszystkich wiernych Kościołów Wschodnich święto Epifanii celebrowane jest na pamiątkę chrztu Jezusa w rzece Jordan. Dlatego też znane jest jako Święto Jordanu a w Etiopii nazwane Timkatem czyli chrztem w jeżyku Amhara. Uczestniczymy w modlitwach i śpiewach w skalnych kościołach Lalibeli, bierzemy też udział w barwnej procesji Setki wiernych niosących relikwie (w tym model Arki Przymierza czyli Tabot), wspaniałe srebrne krzyże i święte ikony, bogato ubrani etiopscy mnisi pod kolorowymi parasolami – niesłychane doświadczenie. Rano odbywa się ponowny chrzest wiernych, potem wspólne tańce i wieczorne ucztowanie i pewnie wiele innych aktywności, których akurat my nie doświadczyliśmy. Bardzo intensywne doświadczenie
Timkat jest też wyrazem pewnej odrębności etiopskiego chrześcijaństwa – obserwując te wspaniałe ceremonie można lepiej zrozumieć jego specyfikę. Ważne dlań były wieloletnie związki z etiopskim judaizmem tajemniczej społeczności Felaszów. Relacje etiopskich chrześcijan z Felaszami nie zawsze były dobre, często bowiem dochodziło konfliktów, ale wymiana kulturowa był intensywna.
Kolejny element typowy dla Kościoła Etiopskiego to jego wielowiekowa izolacja od wszystkich głównych ośrodków chrześcijaństwa. Oddzielona przez muzułmanów kultura etiopska rozwijała się w swoim własnym rytmie. Stąd też i wyraźna afrykańskość etiopskiego Kościoła – owa specyficzna intensywność doświadczeń i ekspresja tak charakterystyczna dla Czarnego Kontynentu.
Reasumując , zawiedzionym Timkatem być nie można – nawet nadmiar włoskich emerytów nie psuje imprezy. Etiopczycy świętują z taką intensywnością, że nie ma szans na zamienienie ich ceremonii religijnych na turystyczne atrakcje. Możemy w nich uczestniczyć, jesteśmy tam mile witani, ale na pewno nie odbywają się one po to aby zabawić przyjezdnych. To nie tańce Masajów czy pokazy Indian gdzieś w Stanach. Wszystko jest tu na serio, żarliwie i szczerze.
Tak więc drodzy przyjaciele odwiedzajcie Etiopię, a jak będziecie mieli szczęście być tam w styczniu weźcie udział w wielkim Święcie Timkat. Na pewno się nie rozczarujecie.