South Luangwa NP. Poranne safari

Pamiętna noc z słoniami i hipopotamami w roli dzielącymi wraz z nami pole namiotowe przechodzi do historii.

Pytanie – co dalej robimy ? Doświadczenie samo w sobie było ekscytujące i ciekawe poznawczo – w końcu nie często się zdarza być metr od (raczej pod) słonia czy patrzeć w ślepia pasącego się tuż przed nami hipopotama. Patrząc jednak na to bardziej na poważnie – właściciel kampu ma rację – spanie tutaj to proszenie się o ryzyko. Słonie jak każdy wie do łagodnych stworzeń nie należą a hipopotamy (czego już wielu nie zwiedzionych ich milusim wyglądem) zabijają najwięcej ludzi z wszystkich afrykańskich zwierząt. Więc spanie tutaj to trochę jak chodzenie po polu minowym.

Decyzję przesuwamy na wczesne popołudnie. Teraz ruszamy na poranne safari. Jest zimno, jeszcze ciemno, ale zapowiada się dobrze. Samochód ten sam co wczoraj, więc widok zwierząt gwarantowany.

Dłuuuga jazda, super widoki i… zero zwierząt. Byłem jednak już wcześniej w kilku parkach narodowych w Afryce i wiem, że nie należy się buntować. Jedziemy po coś a raczej dla Kogoś. Tym kimś jest stado lwów, nieco znudzone, odpoczywające po nocy dosłownie 2-3 metry od nas. Kilka lwic i jeden młody samiec. Rewelacja!

Potem worek z atrakcjami się rozrywa – nagle z buszu wyłania się mnóstwo zwierząt. Pasą się na nadrzecznych łąkach, łażą stadnie i pojedynczo, szczerzą zęby (a nawet wielkie zębiska), skaczą, biegają, kochają się i biją. Antylopy kilku gatunków, słonie, żyrafy, hipopotamy, zebry, guźce, pawiany i nieskończona ilość ptaków. South Luangwa w pełni zasługuję na swoją reputację jednego z ostatnich rajów zwierząt na Ziemi.