Podróżując przez Wschodnią Etiopię

Ruszamy z Lalibeli w stronę Addis. Ale to nie koniec etiopskich atrakcji – zdecydowaliśmy się na odwiedzenie płaskowyżu Guassa, mało znanego rejonu w Wschodniej Etiopii. O nim w kolejnym artykule.

Na razie musimy tam jakoś dotrzeć – przed nami prawie dwa dni podróży. Podróży, która sama w sobie okazuje się być niezwykle ciekawym doświadczeniem. Pierwszy dzień przebiega w rytmie kończącego się wielkiego etiopskiego święta czyli Timkatu.  Jak już pisałem to nie Lalibela a małe amharskie wioski i miasteczka okazują się być najciekawszym miejscem aby w nim uczestniczyć. Procesje są bardzo spontaniczne, żywe, pełne śpiewów, grania na bębnach i tańców.

Jedziemy powoli przez Wyżynę Etiopską – podziwiamy wspaniałe widoki, żywą przyrodą i tradycyjne amharskie wioski. Docieramy nad jezioro Hayk – stary klasztor Hayk Istafanos jest niestety zamknięty i nie możemy zobaczyć jego słynnych skarbów – starożytnych manuskryptów, krzyży procesyjnych i bogato zdobionych koron.

To co nas w Etiopii nigdy nie zawodzi to przyroda – nad brzegiem jeziora możemy znowu obserwować setki ptaków, w tym wielkie stada czapli i marabutów. Chyba jednak Etiopia nie przypadkowo jest jedną z najpopularniejszych destynacji dla birdwatcherów z całego świata. Ponoć aż jedna trzecia osób odwiedzających ten kraj przyjeżdża tu tylko po to aby obserwować ptaki!

Śpimy w Desje w całkiem przyzwoitym hotelu, o zaskakująco dobrym standardzie przy tak niskiej cenie. I to w kompletnie nie turystycznej miejscowości, to miejsce do spania dla lokalnych biznesmenów. Nie pamiętam takiej Etiopii w czasach mojej pierwszej podróży do tego kraju w 2000 roku. Wtedy w ogóle nie było tu żadnego biznesu ani tym bardziej hoteli tego rodzaju.

Następnego dnia wjeżdżamy w rejony zamieszkane przez barwną mieszankę narodów wschodniej Etiopii. Kogo tu nie ma – Amhara, Oromo, Afarowie i chyba najbardziej intrygujący z wszystkich przedstawiciele Ludu Argobba. Spotkamy ich wędrujących razem ze swoim zwierzętami – pędzą ja na liczne w tej okolicy targi i jarmarki. Przepięknie, kolorowo ubrane kobiety są miłe i przyjacielskie, podczas postojów próbujemy z nimi rozmawiać. Za to mężczyźni wyglądają raczej srogo i mało przystępnie. Argobba są muzułmanami, żyją tu od setek lat na tych terenach, są rolnikami i pasterzami. Wydają się być trochę podobni do znanych nam już z Danakilu Afarów, są jednak bardziej cywilizowani i znacznie chętniejsi do kontaktów.

Ze zdziwieniem kontestuje jak bardzo poprawiła się jakość dróg w Etiopii. Jeszcze 13 lat temu prawie wszystkie były szutrowe i mocna wyboiste, teraz zaś dominuje gładki asfalt. To widomy znak poprawy sytuacji gospodarczej tego kraju. To zresztą często nie dostrzegany w Europie aspekt – Afryka to nie tylko bieda, wojna, głód i uchodźcy. Afryka to też szybki wzrost gospodarczy, duże inwestycje w infrastrukturę i poprawa jakości życia jej mieszkańców. Etiopia jest tego najbardziej znamiennym przykładem – ten kraj idzie do przodu. Oby tak dalej, Etiopczycy to fajni ludzi, zasługują na coś lepszego. Po kilkudziesięciu latach najazdów, wojen, reżymów komunistycznych czas na okres stabilnej prosperity !

Dla nas poprawa dróg oznacza to w miarę szybki i sprawny przejazd. Dzięki temu już późnym popołudnie docieramy na płaskowyż Guassa. Tu spędzimy następny dzień – wypatrując złotych wilków i  małp o krwawiącym sercu.