Pekin się zmienia. Zmienia się zasadniczo i bardzo szybkim tempie. To moja pierwsza refleksja, po 13 latach od pierwszej wizyty w tym mieście. Olimpiada, która odbędzie tu się za rok pewnie przyspieszyła jeszcze ten proces.
Pytanie czy Pekin zmienia się w dobrym kierunku? Wyburzane są dzielnice hutongów, wytyczane nowe szerokie arterie, budowane wieżowce i centra handlowe. To już nie miasto dziewięciu milionów rowerów jak śpiewała Katie Melua a raczej setek tysięcy samochodów. I smogu, co niestety jest i odczuwalne i wręcz widoczne – zwłaszcza na zdjęciach.
No cóż, tak tu było zawsze. Władcy zmieniali to miasto, zgodnie ze swoimi potrzebami i upodobaniami. Pekin zawsze był stolicą Cesarstwa, miastem imperialnym i do takich funkcji był przeznaczony. Dominowały role tu formalne, religijne i administracyjne a nie handlowe czy też rzemieślnicze. Pekin zawsze był centrum władzy a nie jakiegoś biznesu. To miasto Cesarzy i I Sekretarzy a nie obywateli.
Miasto, w których duch wolności Democracy Wall przegrał z brutalną siłą czołgów Placu Niebiańskiego Spokoju.
Imperialny charakter Pekinu można oczywiście najlepiej poczuć zwiedzając najściślejsze centrum miasta – Plac Niebiańskiego Spokoju i Zakazane Miasto. W tym miejscu od czasów Dadu czyli Kanbałyku budowano i burzono pałace cesarzy – najpierw mongolskich z dynastii Juan, potem rodowicie chińskich z dynastii Ming i wreszcie mandżurskich z dynastii Qing. A potem oczywiście powstały tutaj budowle inspirowane przez władców komunistycznych Chin Ludowych, którym zawdzięczamy socrealistyczną zabudowę placu Tienanmen.
Jak jednak prezentuje się dziś to miasto ?
Cóż nawet oglądany po raz kolejny Pekin nadal robi wielkie wrażenie – choć jego monumentalność bywa przytłaczająca. Plac Niebiańskiego Pokoju jest olbrzymi, ma ponad 50 hektarów – był świadkiem wielu wydarzeń w historii Chin, w tym krwawego stłumienia studenckich demonstracji prodemokratycznych w 1989 roku. Dziś o tym nic nie przypomina, poza może olbrzymią ilością policji na samym placu i w jego najbliższych okolicach.
Włóczymy się po placu i rano i wieczorem, podziwiamy iluminację i czekamy w długiej kolejce po bilety do Zakazanego Miasta. Największy kompleks pałacowy na świecie, jest naprawdę imponujący i niezwykły, to najlepszy przykład imperialnej architektury chińskiej. Dziesiątki pawilonów, niektóre potężnej wielkości, żółte cesarskie dachówki, smoki, żurawie i feniksy, trony i miejsca do składania ofiar.
Gu Gong bo taka jest chińska nazwa Zakazanego Miasta miał imponować, przytłaczać, pokazywać siłę imperialnej władzy. Jakimś paradoksem jest, że ten symbol potęgi Chin powstał w miejscu wybranym przez ich najstraszliwszych wrogów – Mongołów. Najpotężniejszy z władców mongolskiej dynastii Juan – Kubilaj-Chan słusznie skonstatował, że rządzenie Państwem Środka z odległego Karakorum jest mało sensowne. Chiny były głównym źródłem bogactw Wielkiego Chana i utrzymanie nad nimi kontroli było dla niego kwestią kluczową. Trzeba było więc przenieść ośrodek władzy z stepowej stolicy bardziej na południe, już na tereny zamieszkane przez Hanów, ale jedocześnie bliskie matecznika okupantów – Mongolii. Pekin okazał się być optymalnym wyborem – pod nazwą Chanbałyku stał się stolicą najpierw dynastii Juan a potem po zmianie nazwy Beijing centrum Cesarstwa Dynastii Ming i Qing.