Północna Ghana to swoiste pogranicze kulturowe. Pierwotnie obszar ten zdominowany przez animistyczne grupy plemienne, słabo zorganizowane, żyjące w rytm pradawnych tradycji i obrzędów. To tak zwany Południowy Sudan – wielki rejon sawann obejmujący tereny pomiędzy wcześnie zislamizowanym Sahelem i jego militarnymi imperiami a państwami wybrzeża Atlantyku i Zatoki Gwinejskiej. Te trzy elementy – lokalny / animistyczny, północny / muzułmański i południowy / mieszany (początkowo politeistyczny, później chrześcijański ) wpłynęły na kulturę tego regionu.
Paga Paga to niejako kwintesencja tej części Afryki – we wsi jest i meczet i kilka kościołów (różnych chrześcijańskich wyznań), ale i tak najważniejszym miejscem kultu pozostają dwie Święte Sadzawki. W sadzawkach tych mieszkają święte krokodyle – zdaniem mieszkańców Paga Paga emanacja sił witalnych całej społeczności. W ich ocenie objawiają się w nich duchy przodków (tych najważniejszych czyli członków tutejszej rodziny królewskiej), dbając o te potężne gady ma się gwarancję przychylności potężnych duchów.
Ba, jak twierdzą opiekunowie świętych sadzawek, ponieważ nie są to zwyczajne krokodyle tylko przodkowie w gadzich ciałach, to stworzenia te są wyjątkowo łagodne i przyjacielskie. Co oznacza szerokie możliwości interakcji ludzko-krokodylej – tym samym można je głaskać, siadać na nie, lekko pociągać za ogon, drapać (nie za uchem, bo nie mają one uszów ?)
Zachęceni przez pełnych entuzjazmu strażników (i chyba lekko oszołomieni upałem – stąd ograniczenia w procesie myślenia) postanawiamy zapoznać się z świętymi gadami. Pierwszy etap to karmienie kurczakiem (dosyć straszny, ale niezbędny), potem następuje zbliżenie – głaskanie, siadanie, drapanie, itd. Przyznam, że do dziś nie rozumiem skąd moja decyzja aby tego spróbować. Krokodylów boję się od czasów pływania łódką po jeziorze Chamo w południowej Etiopii – miałem wtedy niepokojące odczucie, że w starciu z pięciometrowymi gadami nasza łupina nie ma wielkich szans. Może akcja w Paga Paga była nieświadomą próbą poradzenia sobie z tą traumą – w końcu jako psychoterapeuta/psychiatra sam zalecam swoim pacjentom desensytyzację fobii ?
Po takim doświadczeniu wizyta na świętych wzgórzach Tongo była już czymś prawie normalnym. Co prawda zdaniem tuziemców miejsce to jest pełne duchów, potężnych fetyszy i mrocznych mocy, ale siadania na krokodylu nie ma szans przebić. Trzeba przyznać, że krajobraz z wielkimi granitowymi głazami robi duże wrażenie, piękne są też widoki sawanny ze szczytu wzgórza. Poza tym Tongo Hills w okresie od listopada do stycznia „śpiewają” – prawdopodobnie wiejący wówczas harmatan (czyli wiatr z Sahary) przeciskając się przez szczeliny pomiędzy głazami wywołuje jakieś dziwaczne efekty dźwiękowe. Wrażenie jest ponoć niesłychane – na tyle duże, że miejscowe plemię Tallensi uznała o miejsce za święte (lub nawiedzone jak kto woli). Mi Tongo Hills nieco klimatem przypominało tajemniczą górą z Pikniku Pod Wiszącą Skałą Petera Weira, pociągające i trochę straszne.