Manado – stolica Minahasa

Manado, stolica prowincji Północnego Sulawesi jest prawdziwą metropolią. Bynajmniej nie z powodu swojej wielkości.

Manado jest co prawda drugim co do wielkości ośrodkiem Sulawesi, ale jak na standardy Indonezji nie jest szczególnie duże )liczy sobie raptem około 800 tysięcy mieszkańców). Co innego jednak decyduje o jego wyjątkowości – jest ono miastem bogatym, nowoczesnym i pełnym energii.

Skąd ta specyfika? Jak zawsze – z mieszkańców, Minahasa.

Minahasa, po okresie zaciętego oporu, zaskakująco łatwo dogadali się z holenderskimi kolonizatorami stając się z czasem ich głównymi sojusznikami w kolonialnej Indonezji.  Porzucili swoje dawne zwyczaje i religię, przyjęli chrześcijaństwo i z entuzjazmem przyswoili sobie europejską kulturę. Byli pro holenderscy do tego stopnia, że po odzyskaniu niepodległości przez Indonezję Północne Sulawesi zbuntowało się: chciało dalej pozostać częścią Niderlandów a nie stać się częścią nowej Republiki. Bunt został jednak krwawo stłumiony – w 1958 Manado zostało zbombardowane przez indonezyjskie lotnictwo i powstanie upadło.

Dziś tendencje separatystyczne wygasły i panuje to pełny spokój. Jednak związki z dawną kolonialną metropolią są dalej żywe – zarówno te ekonomiczne jak i kulturowe. Minahasa chętnie studiują i robią interesy w Holandii, wielu z nich na stałe mieszka w Amsterdamie. Taka sytuacja oczywiście wpływa korzystnie na całą społeczność. Dlatego też Minahasa to prawdopodobnie dziś najbogatsza i najlepiej wyedukowana grupa narodowościowa w całej Indonezji.

A co z samym Manado? Jeśli chodzi o zabytki nie ma za dużo do zaoferowania. Niewiele się niestety zachowało z dawnej, kolonialnej architektury – to efekt bombardowań i podczas II Wojny Światowej i w trakcie tłumienia rebelii w latach pięćdziesiątych. Są tu chińskie świątynie, chrześcijańskie kościoły i pomniki… No i dziesiątki przedziwnych pomników. Ku czci dosłownie wszystkich – wielkich przodków, dawnych bohaterów, katolickich świętych a nawet kota ?

Miasto nie jest więc jakoś oszałamiająco ciekawe, ale jest na tyle przyjemne, iż włóczymy się po nim przez kilka godzin. Odwiedzamy kolejne, barwne targi z ich przebogatą ofertą ryb i frutti de mare, nieznanych nam warzyw i owoców. Oraz przemiłych handlarek i handlarzy chętnie dających sobie robić zdjęcia.

Sklepy z kolei zadziwiają nas działami dewocjonaliów – tylu Chrystusów, Matek Boskich i Świętych nie wiedziałem nigdzie. I to przemieszanych z glinianymi pieskami i kotkami. Lokalna zaś moda, jak oceniamy po sklepowych wieszakach,  wyraźnie pielęgnuje dyskotekową stylistykę późnych lat siedemdziesiątych …

Bardzo to ciekawe.

Za to jedzenie jest tu niestety wyjątkowo podłe – co nie potwierdza często powtarzanej tezy, że obfitość dostępnych produktów warunkuję wybitną jakość i wyrafinowanie kuchni. Tu w Manado jest niestety dokładnie odwrotnie.

Wieczory spędzamy na nadmorskim deptaku, na którym jak przystało na najbardziej zachodnie miasto Indonezji króluje McDonald. Jak widać pomimo heroicznego oporu indonezyjskich antykolonialistów i tutaj sięgnęły macki amerykańskiego kapitalizmu. Można by powiedzieć – na szczęście dla nas, bo to najlepsza oferta kulinarna w mieście.

Polecam. Dobra baza na zwiedzanie północnego Sulawesi.