Jaji, małe andyjskie miasteczko położne około 40 kilometrów od Meridy jest dobrym celem jednodniowej wycieczki. Lokalny autobus jedzie po górskich drogach prawie 2h, ale widoki przez cały czas podróży są rewelacyjne. Nieprzypadkowo, Andy w mojej ocenie, to obok Kaukazu najbardziej malownicze góry na świecie.
Samo Jaji jest typowym przykładem andyjskiego, kolonialnego miasta (a w zasadzie miasteczka) – główny plac, na nim kościółek, białe domy z niebieskimi okiennicami. W czasach hiszpańskich Andy prawie nie były zamieszkane – stąd też i taka wielkość miasta. Jaji zostało starannie odnowione w latach osiemdziesiątych i jest naprawdę śliczne – tyle, że same oglądanie go może zająć maksimum 30 minut.
Decydujemy się więc na małą wycieczką po okolicy – aby zobaczyć pobliskie wioski i górki. Spacer (trudno to nazwać to inaczej) jest mało męczący i daje możliwość podziwiania andyjskiej przyrody – dziwnych drzew, kwiatów, motyli. Wioski są zamożne i nawet uporządkowane – widać wszędzie gospodarską rękę. Andinos to najbardziej poukładani i pracowicie mieszkańcy Wenezueli a ich farmy dostarczają mięsa i nabiału mieszkańcom całego kraju. Nie specjalnie za to mieszkańcy gór kochają Hugo Chaveza – prowincje andyjskie to twierdza opozycji nie akceptującej socjalistycznych pomysłów Wodza.
W następnym dniu powtarzamy schemat wycieczki – tym razem jedziemy w dokładnie odwrotną stronę, wysiadamy w małym miasteczku i idziemy przejść się po okolicy. Jesteśmy u bram El Parque Nacional Sierra Nevada, największego parku narodowego wenezuelskich Andów. Tu przyroda jest jeszcze wspanialsza – w tej części Andów dominują lasy mgłowe, gęste, pełne epifitów, lian i wielkich paproci. To też kraina w której spotkać można, endemiczne gatunki ptaków i ssaków – niestety jak zawsze ich dostrzeżenie w splątanym gąszczy jest prawie niemożliwe. Ludzi nie ma prawie żadnych – turyści przestraszyli się chyba wyborów i ryzyka zamieszek a Wenezuelczycy raczej nie należą do miłośników górskich wędrówek.
Wiedzeni informacjami z przodownika i szczerymi zachętami naszych przyjaciół (którzy byli w Wenezueli kilka tygodni przed nami) poszukujemy gorących źródeł. Powstało tam rzekomo coś w rodzaju spa na wolnym powietrzu – baseny z gorącą wodą dające możliwość relaksu strudzonym podróżnikom.