Erta Ale – miejsce, gdzie możesz zajrzeć do środka Ziemi !
Wulkan z czynnym jeziorem lawowym. Jedno z sześciu takich miejsc na naszej planecie. Dymiąca Góra w języku Afarów. Coś absolutnie unikatowego.
Czym jednak jest dokładnie Erta Ale?
To tak zwany wulkan tarczowy – czyli typ wulkanu o spłaszczonym i szerokim stożku i małym kącie nachylenia. Taki właśnie jest Erta Ale – niezbyt wysoki (613 metrów), za to bardzo rozległy, ba wręcz potężny bo mający około 30 kilometrów średnicy u podstawy (z tego centrala kaldera, którą się odwiedza ma szerokość 1700 na 600 metrów). I co najważniejsze – bardzo aktywny sejsmicznie od ponad 100 lat.
W kalderze mamy kilka kraterów zapadliskowych, z których jeden (południowy) jest stałym jeziorem lawowym, najdłużej istniejącym na Ziemi. Reszta potężnej kaldery też jest fascynująca – zastygnięte wylewy lawy, tunele i jaskinie lawowe, przedziwne formacje skalne. I również czynny i aktywny sejsmicznie północny krater.
Erta Ale jest stale czynnym wulkanem, aktywność erupcyjna zaś trwa od 1967 roku. Od tego czasu odnotowano co najmniej kilkanaście dużych erupcji wulkanu, ostatnia miała miejsce 4 listopada 2008 roku. Tak więc jadąc należy liczyć się z niespodziankami – tak spowodowanymi przez matkę naturę jak i dzielnych Afarów (atak na turystów, o którym już pisałem).
Opcja dotarcia do Erta Ale jest dosyć skomplikowana – najpierw jedziemy kilka godzin samochodem – początkowo po piaskowej pustyni, potem po potężnym polu lawowym. Docieramy aż do prowizorycznego obozu u stóp wulkanu, tu zostawiamy bagaże i bierzemy tylko niezbędne rzeczy – najważniejsza w tych warunkach klimatycznych jest odpowiednia ilość wody. Potem wędrujemy, już po zmroku nieco ponad 13 kilometrów na sam brzeg krateru, przez suche i niegościnne pustkowie.
I voila – przed nami krater a w nim jezioro pełne gorącej, czerwonej lawy. Syczącej, bulgoczącej i wyrzucanej co chwilę do góry czymś w rodzaju mini-erupcji.
Potem noc w prowizorycznym obozie na samym brzegu krateru, rano jeszcze jedno spojrzenie na wulkan i powrót. Znowu 13 kilometrów, ale tym razem na szczęście w dół …