Dar Es Salaam do najciekawszych miast świata na pewno nie należy – to już ustaliliśmy w poprzednim artykule. Mamy jednak jeszcze przed sobą 2 dni czekania, coś z tym czasem należy zrobić. Tym bardziej, że tutejsze hotele nie należą do tych, które w przewodnikach nazywa się „cosy” czy „boutique”. W knajpach można i owszem zjeść dobrego kurczaka czy rybę z różna, ale „uroczych” lokali do dłuższego posiedzenia to tu nie ma.
Włóczymy się więc po mieście, ba,to nie miasto nawet, to prawdziwa metropolia – w końcu prawie 5 milionów mieszkańców robi wrażenie. To mniej więcej dwa razy tyle co w Warszawie – choć szczerze mówiąc nie powiedziałbym tego oceniając sam wygląd centrum owej metropolii. Panuje tu raczej klimaty Mławy czy Radomska a nie dużego miasta w rozumieniu europejskim. Cóż, podobne odczucia miałem w wielu afrykańskich stolicach – Bamako, Ouagadougou, Cotonou czy Kampala są jak najbardziej w tym stylu. Stylu przerośniętych wiosek (a tak naprawdę rozległych slumsów) z nieco lepszym centrum z pojedynczymi reprezentacyjnymi budynkami.
Dar Es Salaam, na tym tle jednak wyróżnia się na korzyść – jest czystsze, mniej zatłoczone no i leży nad Oceanem Indyjskim. Czyli ma piękne plaże w okolicy – o czym przekonaliśmy się wczoraj na Coco Beach. To czego, na pewno w Dar nie znajdziecie to jakieś ciekawe zabytki – jest tu raptem kilka budynków z czasów kolonialnych, mała dzielnica azjatycka i ponoć ciekawe (ale zamknięte) Muzeum Narodowe.
Skąd to ubóstwo starej zabudowy?
A no stąd, że Dar Es Salaam jest po prostu bardzo młodym miastem – założyli go Niemcy, w 1887 roku, jako bazę i siedzibę Niemieckiej Spółki Wschodnioafrykańskiej, kluczowego narzędzia germańskiego kolonializmu. Potem, gdy owa spółka podstępnie zawarła traktaty z afrykańskimi wodzami i przejęła kontrolą na obszarem Tanganiki (obecna lądowa cześć Tanzanii, bez Zanzibaru i Pemby) Dar stał się stolicą Niemieckiej Afryki Wschodniej. W końcu, po przejęciu Tanganiki z rąk przegrywających I Wojnę Światową Niemców, w 1918 roku przyszli Brytyjczycy.
Co ciekawe po odzyskaniu niepodległości w 1961 roku nowe władze zaczęły szukać innego miejsca na siedzibę władz młodej republiki. Daleko od wybrzeża i jego skorumpowanych elit. Ostatecznie w 1973 roku podjęto decyzję o uznaniu Dodomy (położonej w interiorze) za przyszłą stolicę Tanzanii. Proces przenoszenia urzędów centralnych trwa do dziś (typowo afrykańska przypadłość) a Dar Es Salaam i tak pozostał centrum biznesowym i kulturowym kraju.
Co nie oznacza, że jest jakoś szczególnie przez to ciekawszy. Nie poddajemy się jednak i twardo szukamy jakiś atrakcji. Coś tu musi być do zobaczenia!
W końcu jednak nasza determinacja przynosi efekty – słyszymy głośne dźwięki, widzimy tłumy, kolorowe flagi i transparenty, znaczy to – coś się dzieje. Okazuje się, że trafiamy na wiec wyborczy partii Chama cha Mapinduzi czyli rządzącej szczęśliwie od 33 lat Partii Rewolucji.
Od razu zostajemy zagarnięci przez rozgorączkowanych działaczy (i nie mniej liczne działaczki) Partii i otoczeni wielkim tłumem entuzjastycznych zwolenników. Jesteśmy atrakcją wiecu, wygląda tak jakbyśmy przyszli wesprzeć dzielnych popleczników Jakaya Kikwete, kandydata na prezydenta (i też obecnie rządzącego Prezydenta Tanzanii) w nadchodzących wyborach.
Wiec okazuje się być bardziej podobny do wielkiej imprezy – aktywiści grają na bębnach, zwolennicy zaś wolą głośne wycie na wuwuzelach, wszyscy zaś zbiorowo krzyczą, tańczą i śpiewają. Lekki obłęd z nami w roli mini-gwiazd i swoistych maskotek imprez.
Wyrywamy się w końcu po dwóch czy trzech godzinach, całkowicie ogłuszeni, ale pełni dumy – wsparliśmy afrykańską demokrację. Co prawda rządzi tu (czyli w Tanzanii) ta sama Partia już od 33 lat, ale ostatnie wybory wygrywa już demokratycznie. Ponoć to szczera prawda a nie ściema (z tą wyborczą demokracją i wolnymi wyborami), ale któż jest w stanie to sprawdzić.
My możemy jedynie stwierdzić, że Partia Rewolucyjna ma super wyborców i organizuje szalone wiece na pełnym spontanie …
Więc polecam. Intrygujący sposób na spędzenie kilku godzin. Ciekawy jako doświadczenie społeczne i artystyczno-kulturowe.
Ale uważając czy przypadkiem nie jest to tzw. opcja rozruchowo-pogromowa. Czyli wiec wyborczy a potem jakieś zamieszki, w gorszej wersji nawet pogromy (częsty, niestety element afrykańskich wyborów).
Wtedy zdecydowanie nie polecam.