Pekin to ludzie i budynki – miliony ludzi i dziesiątki tysięcy budynków. Nie jest to miasto, które kojarzyłoby się z otwartymi przestrzeniami – no może poza monumentalnymi placami i mega-szerokimi autostradami. A te i tak opustoszałe są tylko w środku nocy – za dnia wszystko wypełnione setkami tysięcy ludzi i wszechobecnych samochodów.
Pekin nie jest też miastem zieleni – parków, parczków czy nawet zielonych skwerów. Nawet same ulice są stosunkowo rzadko ocienione szpalerami drzew. To co nam Europejczykom wydaje się oczywiste – rozległe miejskie parki, tereny zielone, ogródki działkowe czy nawet rabaty kwiatów przy domach – jest czymś wyjątkowym w Pekinie (i prawie każdym azjatyckim czy afrykańskim mieście)
Ale nawet i tu są wyjątki. Stolica Państwa Środka ma też obszary zieleni. Na szczęście dla samych Pekińczyków i na szczęście dla podróżnych znużonych zwiedzaniem kolejnych chińskich zabytków.
Pekińskie parki nie są podobne do tych istniejących za Zachodzie – zupełnie inny bowiem był kontekst ich powstawania. Nie były tworzone dla potrzeb obywateli, mieszkańców miasta – to miejsca, które albo były kiedyś cesarskimi ogrodami czy parkami albo rozległymi terenami przynależnymi do licznych niegdyś w Pekinie świątyń.
Zdecydowaliśmy się na odwiedzenie dwóch takich miejsc, obu położonych niedaleko od centrum i obu niegdyś należących do kompleksu cesarskiego.
Park Zongshan położony pomiędzy Zakazanym Miastem a obecną enklawą rządową – Zongnanhai od wieków był użytkowany przez Cesarzy i dopiero w 1914 roku po obaleniu monarchii został udostępniony mieszkańcom miasta. Był zresztą w czasach imperialnych nie tylko miejscem rozrywki i odpoczynku możnych, ale wypełniał też ważne funkcje ceremonialne – tu właśnie, rok w rok, w Shejitian czyli Ołtarzu Ziemi i Zbiorów cesarze składali ofiary na rzecz dobrych plonów.