Wracając z Labrangu do Lanzhou odwiedzamy Bingling Si. To niezwykły kompleks buddyjskich jaskiń pełnych rzeźb i malowideł z czasów świetności Jedwabnego Szlaku. Atrakcją samą w sobie jest już podróż do tego porzuconego wieki temu buddyjskiego klasztoru. Płyniemy łodziami pośród pięknych krajobrazów jakie tworzy tu mityczna Rzeka Żółta – Huang He. Przebija się ona poprzez krasowe wzgórza wąskim kanionem. No może raczej przebijała się, bo odkąd zbudowano wielką tamę Liujiaxia, kanion stał się sztucznym jeziorem. Pewnie trochę stracił na swojej widowiskowości, ale czego (chińscy oficjele) nie zrobią dla postępu…
Samo Bingling Si, choć mniejsze od innych wykutych w skałach świątyń Państwa Środka i tak robi wielkie wrażenie. 183 jaskinie, prawie 700 rzeźb, w tym ta największa – 27 metrowy posąg Buddy Maitrei, Buddy Przyszłości, Tego Który Nadejdzie. Trzeba się trochę nachodzić aby je wszystkie zobaczyć – jaskinie wykuwane były bowiem na różnych poziomach skalnego klifu. Dziś aby ułatwić ich podziwianie zbudowano całą konstrukcję drewnianych schodów i mostków. W jaki sposób docierano do nich w odległych czasach? Tego nie wiemy – w Bingling Si zachowały się tylko kamienne i gliniane rzeźby. Resztę musimy sobie wyobrazić…
Klasztor powstał w II wieku naszej ery, rozkwitał przez kolejne setki lat, wspierany przez władców z dynastii Tang, Song, Yuan i Ming, aby stopniowo opustoszeć i zostać zapomnianym. To okazało się dla niego zbawieniem – dzięki temu nie został ani obłupiony przez europejskich poszukiwaczy starożytności na początku XX wieku ani zniszczony przez oszalałych hunwejbinów podczas Rewolucji Kulturalnej.
Bingling Si artystycznie przypomina dwa inne wielkie kompleksy wykutych grot buddyjskich – Groty Tysiąca Buddów w Yungang w północnej części prowincji Shanxi i Groty Bram Smoka w Longmen, w prowincji Henan. Każdy z tych olbrzymich zespołów klasztornych (z których zachowały się tylko skalne pozostałości) powstał w kluczowym dla chińskiego buddyzmu okresie pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia naszej ery. To wtedy właśnie w bardzo trudnych dla mieszkańców Państwa Środka czasach – rozpadu Cesarstwa i najazdów koczowników serca Chińczyków zdobył Buddyzm. Myślę, że nieco to przypomina tryumfy chrześcijaństwa w tym samym czasie w Europie – też skorelowane z okresem chaosu jaki nastąpił po upadku Imperium Rzymskiego.
Zwiedzamy Bingling Si przez dobrych kilka godzin. Okolica wydaje się być bardzo ciekawa i potencjalnie atrakcyjna jako miejsce pieszych wędrówek – niestety nie mamy jednak na to czasu. Wraz z naszymi nowo poznanymi chińskimi znajomymi wracamy na łódź – młodzi ludzie z Wuhanu próbują z nami rozmawiać, ale ich angielski ogranicza się do kilku słów.
Generalnie w Bingling Si są głównie turyści z Chin, cudzoziemcy są naprawdę pojedynczy. Tuziemcy podróżują grupowo i zawsze są chętni robienia do masy wspólnych zdjęć. Jak rozumiem takowa fotka podnosi status posiadającego ją szczęśliwca – każdy więc chce ją mieć. A że obywatele Państwa Środka jeżdżą w naprawdę licznych grupach cała takowa operacja robienia wspólnych zdjęć może okazać się nieco męcząca…
Takaż i tego specyfika kraju. No cóż, trzeba być miłym – w końcu i my bez oporów robimy zdjęcia tuziemcom, nie odmawiajmy i im tej przyjemności.
Podsumowując: zwiedzanie Bingling Si jest bardzo zajmującą aktywnością – jaskinie są na kilku poziomach (można więc się powspinać), rzeźby są piękne (można zażyć sztuki), kontekst historyczny fascynujący (możne więc i czegoś się dowiedzieć i coś zrozumieć z złożonej historii Państwa Środka).
Polecam, pomimo pewnego oddalenia. Zdecydowanie warto.