Kraj Somba odwiedzam ponownie i raptem po półtora roku od wcześniejszego spotkania z nimi w Beninie. Czy warto? Zdecydowanie tak!
Ludzie Tammari (lub Betammaribe – wszystkie trzy nazwy są prawidłowe) to jedna z najciekawszych grup etnicznych w Zachodniej Afryce. W zasadzie do lat pięćdziesiątych XX wieku utrzymali swoje tradycje i zwyczaje bez znaczących modyfikacji – dopiero „przekonanie rządów” Togo i Beninu, że „dzicy” Somba psują opinie ich krajom wymusiło na nich przyspieszoną (i przymusową) modernizacją. Zostali oni np. skłonieni do ubierania się w „normalne” ubrania – wcześniej czymś oczywistym była nagość lub piękne tradycyjne stroje (te były ubieranebardziej w ważnych dla społeczności momentach). Dziś Tammari wydają się być gdzieś na pograniczu tradycji i modernizacji – ich domy nadal są budowane w dawnym stylu, dalej chronią je dziesiątki potężnych fetyszy, którym oddaje się cześć i składa ofiary. Pytanie jednak – czy nie ma teraz na celu przyciągnięcia podróżnych zwabionych tajemniczą „egzotyką” tej społeczności?
Mam mieszane odczucia po naszej całodniowej wizycie w górach Atakora. Owszem widoki domków – zamków pośród wzgórz skał i baobabów są super, same domy tata są tak samo piękne i unikatowe w swej konstrukcji jak te po benińskiej stronie, ale … Jest tu znacznie bardziej komercyjnie niż za granicą – widać jednak wpływ wieloletniej infiltracji turystycznej. Po kolei więc.
Pojechaliśmy do Koutammakou (tak nazywa się obszar gdzie żyją Somba po togijskiej stronie) wyjętym samochodem bezpośrednio z Kary. Można też próbować dotrzeć jakimś sept-place do Kante a tam wynająć motorynką i nią poruszać się po rejonie Atakory. Za wstęp płaci się bilet – niedrogi (około 3$), to cena samego wjazdu w rejon Koutammakou. Problemem jest to, że mieszkańcy dosyć intensywnie domagają się pieniędzy – za zdjęcia ich samych (co jest uzasadnione), ich domów (co nie jest uzasadnione – po to jest ogólny bilet) i liczne „pamiątki” (dosyć ofensywnie oferowane). I coś w rodzaju przebieranek – panie chcąc być bardziej atrakcyjne w roli sprzedawczyń pośpiesznie ubrały charakterystyczne nakrycia głów z rogami (skądinąd faktycznie używanych podczas ważnych plemiennych uroczystości).
Mamy też nieco szczęścia – w Nadoba, nieco większej wsi trafiamy na lokalny targ. Tu spotykają się mieszkańcy regionu Koutammakou – animistyczni Tammari i muzułmańscy Fulani i ludzie z dalszych okolic Togo. Jest barwnie, głośno i bardzo ciekawie, choć oferta handlowa nie należy do bogatych. Trudno byłoby się jednak spodziewać czegoś innego w tak oddalonym i biednym rejonie.
Generalnie – polecam, choć ten sam obszar po stronie benińskiej wydaje mi się ciekawszy. Może to też kwestia przewodnika – wtedy tam pomagał nam kierowca Louis i mogliśmy się dowiedzieć znacznie więcej o samej społeczności Somba. Tu w Togo – nie mieliśmy już takiego szczęścia do przewodników. Ten wydaje się o tyle niezbędny, że nie ma zbyt wielu pozycji książkowych o Somba. Stąd najlepszym źródłem informacji są sami lokalni ludzie – tyle, że bez znajomości francuskiego (którym i tak mówią tu nieliczni) nic tu nie podziałacie.