Zimowa Barcelona

Nieunikniona przerwa w podróży do Maroka. 24h do zagospodarowania.  

Barcelona w wersji zimowej. Pogodowo nie jest najgorzej – niebo błękitne a słońce świeci niczym w lipcu. Tyle, że to grudzień – więc jest po prostu zimno. Co oznacza zwiedzanie w wersji minimalistycznej – trochę zabytków, jakaś miła knajpka, znowu trochę łażenia i znowu jakieś cieplejsze miejsce. Taki plan.

A jak to ostatecznie wyszło?  Po kolei więc.

Zaczęliśmy nasz odwiedziny jak chyba każdym  kto odwiedza to piękne śródziemnomorskie miasto. Czyli przeszliśmy się La Rambla czyli główną aleją Barcelony, pełną mimów, aktorów i turystów.  Następnie spędziliśmy masę czasu na wielkim targowisku La Boqueria – od początków XIX wieku najważniejszego punktu handlu w Barcelonie. Dziś tak samo chętnie odwiedzanego przez rodowitych Barcelończyków jak i dziesiątki turystów podziwiających olbrzymią różnorodność wystawianych tutaj towarów. Szczególnie dział z rybami i owocami morza może lekko oszałamiać.

Potem przyszedł czas na nieco konkretniejsze zwiedzanie.

Barri Gotic zimową porą prezentuje się jeszcze surowiej niż zazwyczaj – kamienne miasto, którego większość budynków pochodzi z okresu pomiędzy XIII a XV wiekiem. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie (przelot był już wieczorem) zdecydowaliśmy się więc tylko na dokładniejszą eksplorację Katedry Świętej Eulalii – głównego kościoła Barcelony (i siedziby archidiecezji barcelońskiej). Katedra zbudowana w stylu gotyku katalońskiego jest potężnym i bogato wyposażonym budynkiem – wnętrze jest pełne skarbów sztuki w tym wspaniałych szesnastowiecznych stalli i nagrobka samej świętej Eulalii wykonanego przez któregoś z uczniów Nicola Pisano. Zresztą nie tylko nagrobek przypomina Świętą – w wirydarzu katedry żyje stale stadko… gęsi. Przypominają one o sławionej czystości Św. Eulalii – ta w wieku trzynastu lat przeciwstawiła się rzymskiemu namiestnikowi, odmówiła apostazji i zginęła zamęczona przez oprawców. Do dziś dzień aby uczcić jej cnotę i oddanie prawdziwej wierze  – trzynaście gęsi mieszka w Katedrze. Z czasem stały się one zresztą symbolem Katedry i samej Barcelony – zgodnie z powszechnie uznanymi przekonaniami, gdyby nie daj Boże coś im się stało miasto by upadło.

Wysyceni sztuką i mocno zziębnięci postanawiamy resztę czasu spędzić w lokalnej knajpce – przy talerzu (a ściślej mówiąc patelni) paelli i wielkim dzbanie sangrii. W końcu zaczynamy nasze małe, zimowe wakacje