Pendjari NP – najlepsze safari w Afryce Zachodniej

Pendjari – w mojej ocenie ukryty skarb Beninu.

Jako wielki pasjonat obserwacji przyrody, od lat przygotowując się do kolejnych podróży szukam miejsc, w których można obserwować ptaki i ssaki. Co, zwłaszcza w wypadku tych drugiej grupy zwierząt jest bardzo trudne. W zasadzie poza Afryką Wschodnią i Południową miejsc gdzie można zobaczyć ssaki w dużym nagromadzeniu i zróżnicowaniu gatunkowych już prawie nie ma. Pojedyncze parki narodowe w Indiach i na Sri Lance, odległe miejsca w Stanach i Kanadzie i może jeszcze Pantanal i Llanos w Ameryce Południowej. I tyle.

Afryka Zachodnia nie należy do rejonów, w których przyroda zachowałaby się w dobrym stanie. Nie jest to przypadkowe – ten rejon świata jest już od setek lat stosunkowo gęsto zaludniony, brak tu rozległych sawann tak charakterystycznych dla Kenii czy Tanzanii. Dlatego bez zdziwienia przeczytałem opis Parku Narodowego Pendjari na stronie yahoodeville (najlepszej w mojej ocenie polskiej stronie internetowej o Afryce) – konkluzja była prosta, są jakieś antylopy, jak się ma szczęście to się spotka słonie czy bawoły a o lwach nie ma nawet co marzyć.

Pomimo to podejmujemy decyzję o podróży na północ Beninu, wynajęciu samochodu terenowego i zrobieniu trzydniowego safari w Pendjari NP. Cóż – może zobaczymy tylko antylopy i jakieś ptaki, może wydamy dużo pieniędzy i będziemy mocno sfrustrowani brakiem jakichkolwiek atrakcji. Ryzykujemy. W Natitingou negocjujemy wynajem samochodu – nasz kierowca i przewodnik Louis robi wrażenie całkiem kompetentnego i zaangażowanego, obiecuje i słonie i lwy (w co nie wierzymy, ale jego zaangażowanie  jest obiecujące). Start – następnego dnia wcześnie rano.

W końcu ruszamy – pierwszą godzinę jeszcze asfaltem, główną drogą na północ, potem od Tanguiety już szutrówką. Po dwóch godzinach dojeżdżamy do bramy Parku, płacimy trzydniowy wstęp i … zaczyna roić się od zwierząt …

Na drodze siedzą całe stada pawianów oliwkowych (Papio anubis) a okolicznych zaroślach pasą się guźce zwyczajne (Phacochoerus africanus). Antylop jest pełno, obserwujemy kilka gatunków – potężne antylopowce końskie (Hippotragus equinus), przedziwne, wyglądające jak skrzyżowanie krowy z antylopą bawolce krowie (Alcelaphus buselaphus), malutkie oribi smukłonogie (Ourebia ourebi) czy płochliwe buszboki subsaharyjskie (Tragelaphus sylvaticus). Zdecydowanie najliczniejsze są koby żółte (Kobus kob) i żyjące na podmokłych obszarach koby śniade (Kobus ellipsiprymnus). A na dokładkę późnym popołudniem spotykamy wielkie stado bawołów afrykańskich (Syncerus caffer) – to rzadki podgatunek bawołu sudańskiego.

Pendjari to też królestwo ptaków – nie sposób opisać wszystkich napotkanych gatunków. Najciekawsze dla mnie były przepiękne żurawie koroniaste (Balearica regulorum) – duże, majestatyczne ptaki. Są też i inni skrzydlaci mieszkańcy Pendjari – dzioborożce, czajki, perlice i bieliki afrykańskie.

A wieczorem jakby w zapowiedzi tego co może nastąpić w następnych dniach spotykamy słonie i ukrywającą się w krzakach lwicę.

Kolejne noce zaś będziemy spędzać w bungalowach – położonych w środku afrykańskiego buszu. Luksusu tu nie ma, ale też i ceny są zdecydowanie niższe od tych z jakimi się do tej pory spotykałem w afrykańskich parkach narodowych (tylko w Mole NP, w Ghanie było jeszcze taniej). Za to jedzenie w hotelowej knajpie jest raczej dosyć drogie i niezbyt smaczne – warto więc wziąć tutaj coś własnego (chociaż na śniadania). Poza tym jest super – śpimy otoczeni dziką przyrodą.

Pierwsze wrażenia z Pendjari. Rewelacja !