Maria Lionza. Wenezuelskie voodoo w górach el Sorte

Wizyta w górach El Sorte, gdzie odbywają się najważniejsze obchody wyznawców kultu Marii Lionzy, należy do najmniej przewidywalnych punktów naszej podróży do Wenezueli. Jedyne co wiemy na pewno to, iż właśnie tam w Górach, 12 października pojawią się tysiące wyznawców Bogini. Po to aby w tym najświętszym dla nich miejscu oddawać Jej cześć odprawiać tajemnicze obrzędy.

To jest ten ekscytujący aspekt – dzikość, tajemnica, trans, oddalenia. Z drugiej zaś strony wszystkie informacje jakie znajdujemy na ten temat w przewodnikach, książkach czy Internecie brzmią raczej mało zachęcająco. Ba, są stanowczo zniechęcają do jakichkolwiek prób  na uczestniczenia w Święci Marii Lionzy.

Generalnie w opisie internetowym wygląda to tak – Święto samo w sobie jest fascynujące, ale wyznawcy Bogini odurzeni alkoholem i innymi dziwnymi środkami mogą być całkowicie nieprzewidywalni. Miejsce zaś jest oddalone, dzikie i poza jakąkolwiek kontrolą czynników oficjalnych.

Konkluzje są takie  – raczej nie jedź, jak już jedziesz to ostrożnie wchodź na miejsce, gdzie odbywają się obchody a już pod żadnym pozorem nie wyjmuj aparatu i nie rób zdjęć.

Decydujemy się ostatecznie na wersję ostrożną – jedziemy, na miejscu oceniamy sytuację, nie planujemy robienia zdjęć (ale bierzemy aparaty ukryte w plecakach).

Wyruszamy wcześnie rano autobusem z Maracay do miasteczka Chivacoa, skąd już z pielgrzymami docieramy do Quibayo w górach El Sorte – miejsca głównych obchodów wyznawców Marii Lionzy. Już na miejscu okazuje się, że jest… spokojnie i przyjacielsko. Tysiące ludzi koczują w okolicznych lasach, rozstawione są stragany sprzedające zarówno żywność jak i magiczne utensylia, atmosfera jak na pikniku. Tyle, że jest to Piknik Voodoo ?

Tu kilka zdań z czym właściwie mamy do czynienia – kult Marii Lionzy to tak naprawdę potężna religia, dziś już wyznawana kilka milionów ludzi, druga co do znaczenia w Wenezueli. Przy czym jest to religia delikatnie mówiąc nietypowa – synkretyczne połączenie elementów wywodzących się z wierzeń afrykańskich, indiańskich i chrześcijańskich z potężnym dodatkiem spirytyzmu, okultyzmu i magii. Najbliżej jej do haitańskiego Voodoo, kubańskiej Santerii czy brazylijskiej Candomble (i jeszcze kilkunastu innych na terenie Ameryki Łacińskiej).

To co Marię Lionzę odróżnia od innych synkretycznych kultów Ameryki Łacińskiej to silna komponenta wpływów indiańskich. Otóż sama Bogini – Maria Lionza, tak naprawdę mająca na imię Yara, była owocem miłości córki indiańskiego wodza i hiszpańskiego konkwistadora.  Symbolicznie połączyła w ten sposób wpływy dwóch kultur, które ukształtowały współczesną Amerykę Łacińską  – kultury europejskich najeźdźców i ich indiańskich ofiar. Stąd fakt organizacji głównych obchodów Ku czci Marii Lionzy  12 października – w dniu odkrycia Ameryki przez Kolumba. Dniu narodzin obecnego świata. Świata wymieszanego, nie homogenicznego. Takiego jak i cały Kult Bogini.

Bogini jest pełna magicznych mocy, rządzi górami, lasami i rzekami a jej siedzibą są właśnie góry Sorte. Przedstawiana jest jako naga, młoda kobieta jadąca na tapirze – jej świętym wierzchowcu. Dla wyznawców to kluczowa postać ich panteonu – potężna, dzika, nieobliczalna, ale opiekuńcza wobec swoich wiernych.

Nie jest ona jednak jedyną czczoną postacią, niezwykłość tej religii polega na wielkiej obfitości pomniejszych „świętych” – duchów znaczących postaci, czasami historycznych, czasami mitologicznych,  wspierających Marię Lionzę. Tworzą one tak zwane „Dwory” dookoła których grupują się wyznawcy, zawsze ubrani w określony sposób i uprawiający specyficzne obrzędy.

I tak mamy Dwór Indian prowadzony przez samą Marię Lionzę. Dwór Afrykańczyków skupiony dookoła Nergo Felipe – potężnego ducha czarnego niewolnika zabitego przez kolonizatorów.  Dwór Medyków prowadzony przez ducha Doktora Hernándeza słynnego, dziewiętnastowiecznego lekarza wenezuelskiego. Dwór Liberałów skupiony dookoła ducha Simona Bolivara, teraz szczególnie popularny bo wspierany przez samego Hugo Chaveza. Dwór Świętych prowadzony przez Maryję, Matkę Boską, wspieraną przez całe zastępy Świętych – jego wyznawcy są najbliżsi doktrynom katolickim. Dwór Kryminalistów skupiony dookoła duchów słynnych, skazanych na śmierć przestępców.  I wreszcie najdziwniejszy Dwór Wikingów prowadzony przez duchy ich wodzów, nie bez powodu oczekujących od swoich wyznawców szczególnie krwawych obrzędów.

Wiodącą ideą obrzędów wyznawców Marii Lionzy jest doświadczanie obecności potężnych duchów i korzystanie z ich wielkich mocy. Można to zrealizować poprzez wprowadzenie w trans, spełniających rolę medium, zaangażowanych wyznawców i oddanie ich ciał w władzę potężnym duchom. Następnie przy pomocy  szamanów i kapłanów  nawiązuje się  kontakt z przywołanymi duchami (i innymi tajemnymi mocami) po to by wyprosić się od nich różnorakie usługi np. pozbycie się klątwy, uzdrowienie, zdobycie miłości, pieniędzy czy tez władzy.

Służą temu prawie wszystkie aktywności jakie możemy dyskretnie obserwować – wierni budują kolorowe ołtarze, składają tam rozliczne ofiary, grają na bębnach i rytmicznie tańczą. Wszyscy palą też dziwnie wyglądające papierosy – to uświęcona aktywność, w zasadzie obowiązek wiernych. Ceremonie prowadzą szamani i kapłani, to oni wybierają spośród uczestników osoby szczególnie nadające się do roli kogoś kto będzie wehikułem dla duchów czyli medium (w voodoo nazywa się go loa – koń duchów). Szczególnie do tej roli nadają się licznie obecni na obchodach transwestyci – do dlatego, że ich osobowość jest już jakimś stopniu płynna i dwuznaczna a to sprawia, że dzięki temu łatwiej przyjmują role medium.

Kapłani wprowadzają medium w trans poprzez rytmiczny taniec i powtarzające się monotonne bicie bębnów, pomaga w tym też alkohol i inne środki odurzające. Dwór Wikingów ma szczególnie krwawe obrzędy, jego wyznawcy po wpadnięciu w trans dokonują samouszkodzeń – przecinają sobie język, przebijają na wylot policzki, ranią sobie klatką piersiową. Noszą później z dumą blizny jako dowód prawdziwego zaangażowania i zdolności do doświadczania transu.

Uczestniczymy  w tym jako widzowie, niespecjalnie zapraszani, ale też i w żaden sposób nie atakowani czy jakoś odganiani. Poza nami nie ma jakichkolwiek turystów, więc gdy wyznawcy Bogini trochę się z nami oswajają dyskretnie wyjmujemy aparaty i robimy zdjęcia. Nieliczne, bo jednak mamy poczucie naruszania pewnego tabu.

Cały las wypełniają dźwięki bębnów, krzyki wpadających w trans loa i zaśpiewy wyznawców Bogini. Czuć intensywny zapach tytoniu (być może to tytoń zmieszany z jakimś środkami narkotycznymi) palonego w zasadzie przez wszystkich wiernych oraz wypijanego w dużych ilościach taniego alkoholu. Jest bardzo kolorowo i bardzo dziwacznie, faktycznie całkiem transowo. Po wąskich ścieżkach przewalają się prawdziwe tłumy ludzi, czasami dziwacznie przebranych i pomalowanych, co chwila spotykamy grupy wyznawców skupione dookoła czarowników i szamanów prowadzących różne religijne aktywności.

Nie możemy zostać na noc i niestety ominą nas rytuały przechodzenia (czy raczej rzucania się)  przez ogień czy grupowych uzdrowień. Uznajemy jednak, że nie należy jednak przeciągać liny, bo choć na razie  jest całkiem bezpiecznie, to jednak zostawanie na noc z kilkunastoma tysiącami  nagrzanych alkoholem, dragami i transowymi rytuałami wyznawcami Marii Lionzy mogłoby się okazać nieco zbyt ryzykowane. Więc powoli się wycofujemy…

Maria Lionza. Wenezuelskie voodoo w górach el Sorte slider 3

Praktycznie:

Obchody odbywają się w górach El Sorte, w prowincji Yaracuy, niedaleko małego miasteczka Chivacoa. To tam właśnie należy przybyć aby wspólnie z wyznawcami Marii Lionzy wyruszyć w góry El Sorte do jednego z kilku sanktuariów Bogini. Zdecydowanie najlepszym terminem jest 12 października – to wtedy odbywają się główne uroczystości ku czci Pani Góry i to wtedy właśnie najłatwiej uczestniczyć w obrzędach.

Bezpieczeństwo jest trudne do zweryfikowania – my czuliśmy się w miarę bezpiecznie, ale opinie na ten temat w internecie są bardzo różne. Generalnie zaleca się nieoddalanie od rzeki Yara, bardzo ostrożne fotografowanie wyznawców i unikanie co bardziej pobudzonych transowo (lub alkoholowo) skupisk wyznawców.

Nocleg – raczej w Chivacoa, niż koło sanktuariów. Jedzenie – jest wszędzie.

Generalnie Wenezuela już 2012 (gdy powstawała ta relacja) była niezbyt bezpieczna, teraz (2018) i jest skrajnie niebezpieczna. Może trzeba trochę poczekać na odwiedziny w tym kraju.