Mahabalipuram – rybacy, pielgrzymi, turyści i Marksiści…

Mahabalipuram to nie tylko zabytki. Ma też kilka innych twarzy – warto się im dokładniej przyjrzeć przebywając tutaj przez kilka dni.

Po pierwsze ta mała osada przez lata zapomniana była przez świat – nikt nie pamiętał o jej chwalebnej przeszłości. Mahabalipuram był kolejną, tamilską wioską rybacką i takową w jakimś stopniu pozostał do teraz. Nawet dziś codziennie rano i wieczorem na rozległej plaży można oglądać tamilskich rybaków czyszczących sieci, uszczelniających łodzie czy wyładowujących połów.

Kolejny element tożsamości pojawił się dopiero w ostatnich kilkudziesięciu latach.  Otóż „odkrycie” wspaniałych zabytków z czasów Pallawów przyciągnęło turystów i pielgrzymów. Pierwsi jak do wielu innych miejsc przybyli tu hippisi – poszukujący plaż, taniej marihuany i nieco powierzchownej duchowości. Mahabalipuram stało się jednym z ich ulubionych „spotów”, może nie tak słynnym jak Goa czy Katmandu, ale udało im się rozsławić i to miejsce. Na dobre i złe.

Sława z kolei przyciągnęła europejskich miłośników sztuki dla których Mahabalipuram stało się must see każdej wyprawy do Południowych Indii. Kolejne były biura podróży – miasto stało się ważnym punktem na trasie zorganizowanych grup turystycznych. W końcu przybyli indyjscy turyści indywidualni szukający nie tylko wrażeń estetycznych, ale i też plażowego odpoczynku. Łączą oni zresztą często wypoczynek i zwiedzanie z aktywnościami religijnymi odwiedzając liczne, lokalne święte przybytki, które po latach zapomnienia odzyskały religijne znaczenie.  I tak Mahabalipuram stało się miejscem turystycznym z prawdziwego znaczenia. To wszystko rzecz jasna przywiodło tutaj dziesiątki handlarzy, biznesmenów, uzdrawiaczy, joginów i żebraków – i zrobiło się jak wszędzie w Indiach.

Czyli głośno, nieco nachalnie i trochę chaotycznie. Cóż tak musi być w Indiach, kto tego nie akceptuje niech nie jeździ do tego kraju. Poczuje się rozczarowany i zmęczony i zamiast skupić się na wyjątkowych atrakcjach Indii narzeka tylko na hałas, brud i bałagan. I często nie dostrzega jak ciekawe i zróżnicowane są Indie. I jakie zadziwiające są tam zwyczaje i zjawiska społeczne.

No na przykład,  czy wiemy o tym, że Indie to jedyne miejsce na Ziemi, gdzie komuniści wygrywają demokratyczne wybory? Oczywiście nie w skali całego kraju, ale z powodzeniem rządzą poszczególnymi stanami (np. Keralą czy Bengalem Zachodnim). Toczą się też tutaj  zacięte spory pomiędzy klasycznymi marksistami, trockistami, maoistami i kim tam jeszcze zechcecie a podziały frakcyjne są wśród indyjskich komunistów są wciąż żywe i nadal budzą wielkie emocje?

O czym przekonaliśmy się biorąc udział w wieczornym zebraniu Komunistycznej Partii Tamilnadu.  Bardzo emocjonalnym i żywo przypominającym polskie masówki z wczesnych lat osiemdziesiątych. Jakie odłamu byli to komuniści nie jesteśmy pewni, chyba maoistycznego, ale tego niestety nie udało nam się precyzyjnie ustalić ?

Zachęcam zatem do spędzenia kilku dni w Mahabalipuram. I bycie otwartym na niecodziennie atrakcje.